Dystans62.38 km Teren55.00 km Czas06:54 Podjazdy2050 m
Temp.24.0 °C SprzętCube Uczestnicy
MTBCH etap III
Kategoria etapówki
Etap 3 Sudety MTB Challenge czyli crème de la crèm, kremowy krem, lub zwyczajnie najlepszy łomot wśrod polskich etapówek - żółty szlak graniczny, 30km wybornego singla w Górach Złotych. 

Przejściowe burze z dnia poprzedniego już się przeszły, wróciła patelnia. Część się opala, część atakuje punkty handlowe. W sklepie przy bazie jogurty, banany i wody mineralne skończyły się wieczorem. Teraz oblężenie na dział warzywny przeżywa Biedronka. Chłopaki z czołówki ustawili się w cieniu pierwszego sektora, ale ogon miał do dyspozycji caly namiot, więc na swoje też wyszedł.



Na start pętla honorowa po miasteczku, szybki wypad za centrum i zaczyna się długa wbitka na szczyt, tym razem 11km pod Czernicę. Już nawet nie próbuję nikogo gonić, średnią 30 pod górkę momentalnie odczuwam w kolanie, więc zwalniam sobie do tempa PTK i korzystam z okoliczności przyrody. Szuterek wzdłuż Młynówki całkiem przyjemnie niesie między skałkami i prędzej niż później dojeżdżam do Daniela, czekającego przed punktem  kontrolnym. Nasłuchujemy się od Czecha o zasadach jazdy w parach i dyskwalifikacji za rozdzielanie, po czym mu oznajmiamy, że i tak jedziemy PK i odjeżdżamy w stronę wschodzącej ścieżki na Czernicę, gdzie rozpoczyna się całe piękno tego etapu. Na początek miły singielek w trawie i krzakach jagody, kilka przełajów i całkiem konkretny zjazd, oznaczony na mapie taką ilością wykrzykników, że by na połowę przemówienia Macierewicza wystarczyło. Niestety wykrzykniki muszą byc niezrozumiałe dla użytkowników cyrylicy i kilka osób zalicza przyspieszony kurs zsiadania nad kierownicą.



Po zjeździe zakręt, przejazd przez lotny punkt Gomoli, gdzie kwitnie nielegalne serwisowanie, masażowy doping i handel używkami w płynie.


Potem lekki szuter pomiędzy jeziorkami, postój na bufet i kolejna dzida w teren, ze 20km nieprzerwanego singla. Najpierw szczytami, ścieżką na dosłownie jedno koło, gdzie trzeba cały czas pracować ciałem, co po kilku kilometrach zaczyna być odczuwalne. Tutaj dołączam się do Przemka i Sufy, z którymi dojadę prawie na przełęcz Lądecką. W zamian za umilenie czasu, chłopaki rewanżują się pogawędką, bieżącą informacją o przewyższeniach oraz sesją foto w pięknych okolicznościach przyrody.



No i tak sobie lecimy, na zmianę zaliczając całkiem strome podjazdy, opadające singielki, techniczne serpentyny i przejazdy szczytami granicznych grobli. W takich miejscach czas staje i tylko koła się kręcą. Do czasu. Nieustanne balansowanie i napieranie wchodzi w nogi i jeśli przedobrzymy, to zaczynamy jazdę czuć przed metą. Mi zabrakło 20 klocków. Najpierw pożegnałem chłopaków i zacząłem oszczędzać się na zjazdach, potem na podjazdach przesiadłem się na buty, aż w końcu wylądowałem przy ambulansie zabezpieczającym trasę i poprosiłem o naprawienie lewego kolana. Zamrażacz, dwa ketonale i niby do mety doturlać się miałem, ale starczyło raptem na 2km, akurat do drugiego punktu kontrolnego. Za namową chłopaków ruszyłem dalej z buta, 30 minut spacerkiem na Borówkową, a potem już tylko w dół do mety, gdzie większość zawodników od dawna okupuje barowe stoły na rynku.

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!