Wpisy archiwalne w kategorii
sakwy/bikepack
Dystans całkowity: | 2514.32 km (w terenie 466.50 km; 18.55%) |
Czas w ruchu: | 158:15 |
Średnia prędkość: | 15.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.60 km/h |
Suma podjazdów: | 12363 m |
Liczba aktywności: | 45 |
Średnio na aktywność: | 55.87 km i 3h 40m |
Więcej statystyk |
Dystans52.70 km Teren2.00 km Czas04:50 Podjazdy497 m
Temp.18.0 °C
Gruzja dzień V
Wyjazd z Udabna do Signaghi. Rano robimy zakupy u miejscowych, upolowując świetny ser kozi. W niespełna 20km klimat zmienia się diametralnie, pustynia ustępuje miejsca uprawom winogron.
Zaliczamy pierwsze spotkanie z niesławnymi gruzińskimi psami. Na szczęście mieliśmy z górki. Późny wyjazd znowu sprawia, że zmrok łapie nas w połowie trasy, więc rozbijamy się na dziko na uboczu jakiegoś pola.
Zaliczamy pierwsze spotkanie z niesławnymi gruzińskimi psami. Na szczęście mieliśmy z górki. Późny wyjazd znowu sprawia, że zmrok łapie nas w połowie trasy, więc rozbijamy się na dziko na uboczu jakiegoś pola.
Dystans41.50 km Teren14.00 km Czas06:00 Podjazdy737 m
Temp.23.0 °C
Gruzja dzień IV
Dojazd do Udabna, gdzie Polacy założyli jedyny zajazd w promieniu 100km. Rozbijamy namiot, pakujemy graty i jedziemy zwiedzać Garedże, a wieczorem pozostaje degustacja win z warszawską ekipą, która dojechała w międzyczasie.
Dystans56.50 km Teren10.00 km Czas05:00 Podjazdy385 m
Temp.21.0 °C
Gruzja dzień III
Trasa Tbilisi - Rustavi - totalne zadupie. Mówią, że nie ma dobrych map Gruzji, są tylko złe i gorsze. I mają rację. Krajówka okazała się drogą gruntową 5 kategorii, a zmierzch nas zastał na długo przed celem podróży. W nagrodę niesamowity widok Rustavi o zachodzie słońca.
Dystans9.60 km Czas01:00 Podjazdy 88 m
Temp.16.0 °C
Gruzja dzień I
Dzień pierwszy wojaży z sakwami. Rano okazuje się, że brakuje klina od kierownicy. Na szczęście w Kutaisi jest sklep rowerowy (chyba jeden z raptem kilku w całym kraju), gdzie udaje się brakującą część dokupić. Po krótkiej pogawędce o Grigorim z Czterech Pancernych, ruszamy nową DDR w kierunku dworca,
gdzie pakujemy się do stylowego wagonu i po 5 godzinach wysiadamy w Tbilisi, zmuszeni do błyskawicznej zmiany przyzwyczajeń komunikacyjnych.
gdzie pakujemy się do stylowego wagonu i po 5 godzinach wysiadamy w Tbilisi, zmuszeni do błyskawicznej zmiany przyzwyczajeń komunikacyjnych.
Dystans16.13 km Teren8.50 km Czas01:04 Podjazdy223 m
Temp.-1.5 °C
Przebi-śnieg
Jeśli się ktoś zastanawia, czy jazda w kopnym, mokrym, świeżym sniegu jest dobrym pomysłem, odpowiadam, że niebardzo.
Ale dobre pomysły są dla amatorów. Jak rano pojawiła się nowa warstwa śniegu, nie było specjalnie co rozkminiać i wyjechałem pozałatwiać papierkowe sprawy rowerem. Po pierwszych metrach na mokrej jezdni i chodniu zasypanym tak, że piesi ledwo sie kolebali, zapał opadł, ale jak się wyjechało, to wracać po auto wstyd.
No więc Wrzeszcz, Morena, Kartuska, odpękałem co trzeba, wracając wpadłem do Bugi po tylną lampkę i został na deser powrót. Jako że dawno mnie w TPK nie było, to i niespecjalnie się zastanawiałem. Estakada w górę do Rakoczego i za Centralparkiem w las.
I tu beztroski zapał zweryfikowała rzeczywistość, dzięki czemu wyniosłem dwa doświadczenia.
1. Jazda po punktach charakterystycznych nie jest najlepszym pomysłem, gdy się dawno w danym terenie nie było i panuje inna pora roku. Jakieś nowe osiedle mnie kompletnie zmyliło i zamiast je minąć i polecieć lasem, krążyłem szukając szlaku i robiąc podjazdy po piasty w śniegu. Ostatecznie wyszło coś takiego :
żółta kreskowana - tak miałem pojechać, ciągła po lewej - tak wyszło
2. Technika hamowania w mokrym, głębszym sniegu (szczególnie w rynnach i koleinach) ma swoje niuanse i zanim je opanujemy, może skończyć się tak :
lub tak:
Na szczęście nauka w zimę mniej boli. Na nieszczęście całe ubranie mokre, jakbym spod prysznica wyszedł. A rower tak zasyfiony, że aż żał patrzeć, choć woda z piaskiem przeczyściła trochę napęd. Kaseta znów jest srebrna :)
Ale dobre pomysły są dla amatorów. Jak rano pojawiła się nowa warstwa śniegu, nie było specjalnie co rozkminiać i wyjechałem pozałatwiać papierkowe sprawy rowerem. Po pierwszych metrach na mokrej jezdni i chodniu zasypanym tak, że piesi ledwo sie kolebali, zapał opadł, ale jak się wyjechało, to wracać po auto wstyd.
No więc Wrzeszcz, Morena, Kartuska, odpękałem co trzeba, wracając wpadłem do Bugi po tylną lampkę i został na deser powrót. Jako że dawno mnie w TPK nie było, to i niespecjalnie się zastanawiałem. Estakada w górę do Rakoczego i za Centralparkiem w las.
I tu beztroski zapał zweryfikowała rzeczywistość, dzięki czemu wyniosłem dwa doświadczenia.
1. Jazda po punktach charakterystycznych nie jest najlepszym pomysłem, gdy się dawno w danym terenie nie było i panuje inna pora roku. Jakieś nowe osiedle mnie kompletnie zmyliło i zamiast je minąć i polecieć lasem, krążyłem szukając szlaku i robiąc podjazdy po piasty w śniegu. Ostatecznie wyszło coś takiego :
żółta kreskowana - tak miałem pojechać, ciągła po lewej - tak wyszło
2. Technika hamowania w mokrym, głębszym sniegu (szczególnie w rynnach i koleinach) ma swoje niuanse i zanim je opanujemy, może skończyć się tak :
lub tak:
Na szczęście nauka w zimę mniej boli. Na nieszczęście całe ubranie mokre, jakbym spod prysznica wyszedł. A rower tak zasyfiony, że aż żał patrzeć, choć woda z piaskiem przeczyściła trochę napęd. Kaseta znów jest srebrna :)