Dystans72.00 km Teren63.00 km Czas06:13 Podjazdy2387 m
Temp.18.0 °C SprzętCube
MTBCH etap III
Najciekawszy etap tegorocznej edycji. Start ze Stronia Śląskiego peletonem, zaliczając rundą honorową wkoło centrum.
Po starcie dłuższy podjazd wzdłuż Młynówki, potem trawers asfaltem i zaczynamy przygodę z granicznym, w tym roku lekko okrojonym, aby zdążyć do Barda zajechać przed północą. Na początek trochę jagód i trawy w okolicach Czernicy, pierwszy solidny łomot w dół
szuterek, nawrót i powrót na graniczny. Potem Borówkowa Góra i dalej duzo granicznego. Nieustanny interwał robi swoje i powoli zaczynam zostawać z tyłu. Na drugim bufecie spotykam chłopaka z Warszawy, którego dopadł kryzys (jak się okazuje, i tak dzień później niż kolegów z zespołu, którzy nawet nie raczyli wystartować). Łączymy więc nasze kryzysy i razem pomykamy w kierunku mety, podciągając się na przemian. Zjazd do Barda tym razem w siodle, aczkolwiek z kilkoma podpórkami i jednym szpagatem nad kierownicą. Spóźniony refleks robi swoje. Po małym zamieszaniu z dojazdem do bazy odnajduję kompana czekającego na mnie przed metą, na która wjeżdżamy razem. Ot ciekawy etap się z niczego zrobił.
Nie tracąc czasu z mety idziemy na poszukiwanie knajpy. Instalujemy się w Pizzeri Verona, przy ulicy Głównej 14, gdzie jemy najlepszą pizzę od dawna. A potem jeszcze jedną. A potem jeszcze pierogi. Miejsce ze wszech miar godne polecenia. Tak jak i samo Bardo, zdecydowanie niedoceniane w stosunku do swego potencjału.
Po starcie dłuższy podjazd wzdłuż Młynówki, potem trawers asfaltem i zaczynamy przygodę z granicznym, w tym roku lekko okrojonym, aby zdążyć do Barda zajechać przed północą. Na początek trochę jagód i trawy w okolicach Czernicy, pierwszy solidny łomot w dół
szuterek, nawrót i powrót na graniczny. Potem Borówkowa Góra i dalej duzo granicznego. Nieustanny interwał robi swoje i powoli zaczynam zostawać z tyłu. Na drugim bufecie spotykam chłopaka z Warszawy, którego dopadł kryzys (jak się okazuje, i tak dzień później niż kolegów z zespołu, którzy nawet nie raczyli wystartować). Łączymy więc nasze kryzysy i razem pomykamy w kierunku mety, podciągając się na przemian. Zjazd do Barda tym razem w siodle, aczkolwiek z kilkoma podpórkami i jednym szpagatem nad kierownicą. Spóźniony refleks robi swoje. Po małym zamieszaniu z dojazdem do bazy odnajduję kompana czekającego na mnie przed metą, na która wjeżdżamy razem. Ot ciekawy etap się z niczego zrobił.
Nie tracąc czasu z mety idziemy na poszukiwanie knajpy. Instalujemy się w Pizzeri Verona, przy ulicy Głównej 14, gdzie jemy najlepszą pizzę od dawna. A potem jeszcze jedną. A potem jeszcze pierogi. Miejsce ze wszech miar godne polecenia. Tak jak i samo Bardo, zdecydowanie niedoceniane w stosunku do swego potencjału.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.